niedziela, 29 listopada 2009

Wolałbym NIE


W klubie KOMBINATOR w Nowej Hucie (http://klubkombinator.blogspot.com/) ruszył projekt FILIA NOWA HUTA (Czytelnia książek z opcją na wynos) (http://filianh.blogspot.com/). Klub chce "orbitować" wokół literatury (nowohuckiej = literatury soc, literatury współczesnej rozgrywającej się w Nowej Hucie i literatury skoszarowanej w Nowej Hucie - na dowolny temat). Pomysł kapitalny i Strefa Kreatywna głosuje na TAK. Projekt wspiera portal http://terazhuta.pl/ oraz korporacja ha!art http://www.ha.art.pl/ . Idea polega na przybliżaniu wspomnianej literatury tamtejszym czytelnikom. Cykl spotkań zainaugurowali pisarze Łukasz Orbitowski i Sławomir Shuty promując antologię "Wolałbym nie". Prowadził Grzegorz Jankowicz.




Pomysł na antologię zrodził się w ramach linii krytycznej wydawnictwa ha!art niejako w odpowiedzi na propozycję zorganizowania off-festiwalu do festiwalu Czesława Miłosza ZNIEWOLONY UMYSŁ. Celem było pokazanie młodej polskiej prozy w kontekście zniewolenia. Za punkt wyjścia obrano nowelę Hermana Melville'a Kopista Bartleby, gdzie główny bohater - zatrudniony do żmudnej roboty w kancelarii adwokackiej - po jakimś czasie karnego sprawowania obowiązków - buntuje się i na prośbę o cokolwiek odtąd zaczyna odpowiadać zdaniem "I would prefer not to". Ta specyficzna forma sprzeciwu - nie wprost a chyłkiem - odbiła się szerokim łukiem w późniejszym dyskursie literackim, politycznym i filozoficznym. Jak widać temat ten zaistniał także w utworach, które powstały na potrzeby owego tomiku.




Orbitowski, Jankowicz, Shuty



Co uwiera Orbitowskiego i Shuty.

Sławek Shuty temat delikatnego sprzeciwu traktuje osobiście. Konieczność pisania tego rodzaju tekstów na zamówienie jest dla niego opresyjna. Padają nawet mocne słowa = to forma pręgierza. Nosząc etykietkę anarchisty walczącego z instytucjami Shuty męczy się takim pisaniem, choć wie, że by żyć (zarobić) musi ulegać zadanej konwencji, a ten sprzeciw siedzi w nim głęboko, może nawet jest to ta słowiańska przekora, która każe kontestować wszelkie polecenia.

Łukasz Orbitowski czyniąc bezpośrednie odwołanie do Zniewolonego Umysłu opowiada o swoim bohaterze, pisarzu Omega. Ta postać zmaga się z konsekwencjami pewnych wyborów życiowych. Jego cichy sprzeciw to NIE wobec przyzwyczajeń, zaszufladkowania i generalnie złożoności świata. Co zrobić by osiągnąć sukces. Z której strony wieje wiatr. Jak pisać, by to czytano. "Czy można pisać, że Kaczory są złe, czy trzeba sobie odpuścić. Czy powieść lesbijska jest jeszcze ok, czy już passe". Mnogość idei, prądów, mód nie pozwala na prawidłową ocenę sytuacji. Człowiek jest zagubiony i to jest kazus naszych czasów. W efekcie mamy do czynienia z rozpadem osobowości we współczesnym świecie, zanikiem ról, pomieszaniem pojęć.




Zatem poczytajmy o tej nowej formie sprzeciwu. WOLAŁBYM NIE. Brawo Filia Nowa Huta i wszyscy ludzie wokół projektu.

sobota, 28 listopada 2009

BASENY Katarzyny Karpowicz


Przemierzając niezmierzone głębiny Internetu natknąłem się na prześliczne obrazy autorstwa Katarzyny Karpowicz http://www.karpowicz-szymerkowska.pl . Moją szczególną uwagę przyciągnął (jak się potem okazało) ulubiony temat malarki. BASENY. Nawiązałem kontakt z artystką i razem stworzyliśmy ten post. Katarzyna Karpowicz jest córką artystów - malarza Sławomira Karpowicza oraz malarki Anny Karpowicz-Westner. Obecnie kończy studia na Akademii Sztuk Pięknych, w pracowni Leszka Misiaka. Opowiada o swoich inspiracjach, odczuciach i przedstawionych poniżej pracach.




Baseny

Basen to dla mnie, od kiedy skończyłam 5 lat, bezpieczne i ulubione miejsce. Pływanie zawsze było dla mnie wielką przyjemnością i wyzwalało mnie od problemów świata zewnętrznego. Rytm w jaki wpadam pływając, nieustanne odbijanie się od brzegów uspokaja i zamyka w kojącym kręgu. Jest to rodzaj mantry. Pływając rozmyślam, przypomina mi się muzyka, słowa, obrazy. Wszystko staje się łatwiejsze, wstrzymując oddech pod wodą jestem całkiem bezpieczna (pewnie endorfiny mają w tym też duży udział).

Maluję baseny takie, jakimi są dla mnie, za każdym razem próbuję namalować istotę basenu - pływania - zanurzenia się. To są baseny, jakich ja doświadczyłam, takie ze snów, wspomnień, tęsknot, marzeń. Motyw zanurzenia, kontaktu pływaka z wodą jest dla mnie czymś jakby odczynianiem uroku, zmyciem winy, smutków, bólu, trosk. Twarz zanurzona w wodzie może być mokra od łez, ale wysiłek, precyzyjna technika pływania, pełne zanurzenie (prawie jedność z wodą) w końcu uspokajają. Skok w chłodną wodę basenu uratuje rozgorączkowany umysł pływaka. Maluje te baseny od 10 lat, stale powracam do tego tematu, mam taką niezaspokojoną potrzebę. Nie maluję ze zdjęć, nie chodzi mi o realizm, ale o namalowanie czegoś więcej - jak mi się to wydaje, czym to dla mnie jest, jak to wygląda dla mnie. Nieba rozpostarte nad basenem, pejzaże towarzyszące basenom są może tęsknotą, może śmiercią, może ogromem świata, przytłaczającą potęgą.

Ciężko mi interpretować moje obrazy, bo maluję często intuicyjnie, najczęściej z nagłej potrzeby, z takiego uczucia tęsknoty za - sama nie wiem czym - malowaniem, pływaniem, tym wielkim niebem, człowiekiem pod wodą, za zanurzeniem, to jest taka tęsknota, która każe mi to szybko namalować. Podziwiam Davida Hockneya i jego przepiękne baseny, Max Becknann bardzo sugestywnie malował wodę, niesamowite nieba i pejzaże malował Sławomir Karpowicz. Mam bardzo wielu mistrzów, nie będę wszystkich wymieniać, jeżeli chodzi o inspiracje do basenów pozostanę przy tych trzech.

Nie wiem czemu człowiek tworzy, ale wiem czemu ja maluję. Maluję, bo jest to moja naturalna potrzeba. To jest moja funkcja dodatkowa, równie podstawowa jak jedzenie i picie. Nie da się inaczej, muszę to robić, żeby funkcjonować.


K. Karpowicz

Pływak.


Pływak w wodzie.


Odbicie do wody.


Tory pływackie.


Basen w Nowym Jorku.


Para w basenie.


środa, 25 listopada 2009

Świat wg Juliusza Strachoty

Jakiś czas temu wpadła mi w ręce ta oto książka.


Juliusz Strachota
Cień pod blokiem Mirona Białoszewskiego






Lekko zaciekawiony zabrałem się za lekturę i wpadłem po uszy. Ten zbiór opowiadań prezentuje wg mnie bardzo spójną wizję świata - surrealistycznego, postmodernistycznego, chaotycznego, metafizycznego i tego zwykłego, realnego. Główny bohater, zarazem podmiot mówiący - to postać skomplikowana i bardzo intrygująca. Postanowiłem odszukać autora tych opowiadań, a ponieważ należę do ludzi, którzy zawsze wcielają w życie swoje postanowienia, po krótkich poszukiwaniach namierzyłem Juliusza Strachotę (uwaga) na Facebooku. Umówiliśmy się na rozmowę o "Cieniu..." i niniejszym przedstawiam zapis tego mini-wywiadu. A na deser fragment książki - audio - Poniżej >>>>>>>>


Raf: Zanim zapytam konkretnie o Twoją twórczość, ujawnijmy powód naszej rozmowy?
Juliusz Strachota: Rozmawiamy o "Cieniu pod blokiem Mirona Białoszewskiego", tylko pamiętajmy, że jest to cień pod blokiem Białoszewskiego, a nie cień pod Białoszewskim, co wiele osób myli na dobrą sprawę. Tu Białoszewskiego w języku, jak i w bohaterze niewiele się odnajdzie. Ten blok Mirona Białoszewskiego to była oś świata mojego dzieciństwa. Zdecydowanie ten blok traktowałem jako miejsce magiczne, bo mieszkałem obok. Zawsze oglądałem go z okien mojej podstawówki. To jest jedna z takich osi, na początku rogatek mojego świata, za które nie mogłem się oddalać, a potem to było dla mnie w zasadzie centrum świata.
Raf: O czym jest ta książka. Jak ty to postrzegasz?
Juliusz Strachota: Na dobrą sprawę ta książka, jak i poprzednia oraz wszystko inne, co piszę, jest o tym jak w ogóle rzeczy w życiu się zdarzają. I wszelkie konfiguracje naszych zdarzeń życiowych mnie interesują. Może to jest jeden bohater rozrzucony na szachownicy różnych swoich przypadków, może kiedyś zbiorę całą szachownicę - złożę je razem i będą to wszystkie możliwe przypadki bohatera, które mogły się zdarzyć. A może jest to kilku bohaterów. Natomiast interesuje mnie pewna zagadkowość i absurdalność tego, co nam się przydarza w życiu i tego, co nas za chwilę czeka. Taka nieprzewidywalność. O tym są pewnie te książki.
Raf: Trochę też o relacjach międzyludzkich, może czasem kłopotliwych sytuacjach.
Juliusz Strachota: Zdecydowanie. Ale czy one są kłopotliwe? Ja myślę, że one są czasem może dość mocno wyrażone. Relacje w ogóle są trudne. Czasami się je na siłę ułatwia, czasami na siłę utrudnia. Problem polega na tym, że bardziej zaglądamy sobie do głowy niż realnie spoglądamy na to, co się dzieje między nami. Dlatego też te relacje są utrudnione. Bohaterowie bardzo często przywiązują się do swoich wizji i generalnie nie są prostymi postaciami.
Raf: Główny bohater, pomimo, że przybiera różne twarze w kolejnych odsłonach książki, dla mnie jest jedną spójną osobą. Być może głupie pytanie. Na ile pisarz utożsamia się ze swoim bohaterem.
Juliusz Strachota: To pytanie wcale nie jest takie głupie. Odpowiedź na to pytanie jest trudna, a pytanie rzeczywiście stawiane jest często.
Raf: Moje pytanie to łagodniejsza wersja wyświechtanego pytania na ile książka jest autobiograficzna?
Juliusz Strachota: Ja się tego pytania nie boję. Już się nawet do niego przyzwyczaiłem. Ludzie mimowolnie utożsamiają bohatera z autorem. Jak widać, tak jest łatwiej. W przypadku tej książki i poprzedniej, w ogóle jest bardzo łatwo. Gdy główny bohater ma depresję, to pani w radiu mówi, że Juliusz Strachota ma depresję, musi brać pastylki, a potem jeszcze dodaje, że jestem informatykiem, bo w jakimś innym opowiadaniu jest informatyk i ja nagle staję się jakimś bytem wyjętym z książki. I w ten sposób staję się bohaterem swojej książki. Przez takie rzeczy jest mnie bardzo dużo w tej książce albo tej książki jest bardzo dużo we mnie. Ale już wracając do tego, co jest na serio. We mnie są strasznie duże pokłady neurozy. To jest tak, że gdzieś z tyłu głowy ja mam taką wielką kopalnie tej neurozy. Eksploracja tej kopalni ma sens tylko wtedy, gdy można z tego zrobić jakiś użytek, na przykład napisać opowiadanie. Bo wydobywanie tego na wierzch na codzień w relacjach z żoną, czy w pracy nie ma kompletnie sensu. A że ja to mam, to mogę mniej lub bardziej świadomie tego użyć, a że mi to czasem wychodzi, więc opowiadam. Czasem mnie to przeraża, że coś takiego mi "wylazło", no ale tak to się po prostu dzieje. Te teksty same się piszą na dobrą sprawę. Jak kończę pisać - muszę jeszcze raz przeczytać, żeby zobaczyć co napisałem.
Raf: Mam wrażenie, że ten tekst bardzo łatwo przelał się na kartkę.
Juliusz Strachota: Ale to też nie są flaki z drugiej strony. Ja piszę swoimi problemami, ale jednak jest w tym dużo dystansu. To absolutnie nie jest tak, że mnie interesuje przelewanie moich problemów na papier, bo to tak nie jest.




Juliusz Strachota
urodził się w Warszawie, a obecnie mieszka w Nowej Hucie. Studiował kulturoznawstwo na UW oraz fotografię w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. Autor zbioru opowiadań "Oprócz marzeń warto mieć papierosy" oraz tekstów publikowanych w Lampie, Polityce, Czasie Kultury i Gazecie Wyborczej.


środa, 18 listopada 2009

Jak czytać sztukę islamu...



Wchodzimy do błękitnego pomieszczenia. Regularne formy i wszechobecne orientalne wzory. Takie jest pierwsze wrażenie podczas zwiedzania wystawy ISLAM. ORIENTACJA. ORNAMENT. Muzeum Etnograficzne w Krakowie przygotowało nie lada atrakcję.




Wystawa tłumaczy zasady, które rządzą sztuką islamu. Religia ta zabrania figuralnego przedstawiania postaci, co skutkuje niezwykłym zjawiskiem. Sztuka tego kręgu kulturowego zwraca się w kierunku abstrakcji, czerpiąc z matematyki, geometrii i algebry. Liczby i kształty mają swoją symbolikę i stają się osią wystawy, a pismo nabiera nowego wymiaru - oprócz przenoszenia treści - zdobi.


منةطقة الإبداعي

منطقة الإبداعية

منطقة الإبداعية

منطقة الإبداعية

1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.1.
{{{{{Allah. Koran.Koło}}}}}
===================
2.2.2.2.2.2.2.2.2.2.2.2.2.2.2.
Symetria. Odbicie. Dualizm
%%%%%%%%%%%%%%%
<-<-Kobieta i mężczyzna->->
-*-*- Słońce i Księżyc-*-*-
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
3.3.3.3.3.3.3.3.3.3.3.3.3.3.3.
Trójkąt. Człowiek.Harmonia
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
4.4.4.4.4.4.4.4.4.4.4.4.4.4.4.4
"Kwadrat. Czworobok.Krzyż"
|+|+|+|+|+|+|+|+|+|+|+|+|+|
Cztery żywioły. Poczwórność kosmosu
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
Cztery narożniki al Kaaby
\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
++Cztery strony świata ++
/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\
~~~~Krzyż tuareski~~~~
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
5.5.5.5.5.5.5.5.5.5.5.5.5.5.5.5
\\\Pięć filarów islamu///
()()()()()()()()()()()
......Wyznanie wiary......
...............................................
Modlitwa pięć razy dziennie
..............................................
****Post, Jałmużna****
...............................................
Pielgrzymka do Mekki
[][][][][][][][][][][]


منطقة الإبداعية

منطقة الإبداعية

منطقة الإبداعية

منطقة الإبداعية

منطقة الإبداعية



poniedziałek, 16 listopada 2009

Poezja konkretna czyli ZDERZACZ HADRONÓW Stanisława Drożdża






























W Muzeum Narodowym w Krakowie olśnienie! Jubileusz Galerii Starmach, a na wystawie projekt Stanisława Drożdża. Zostaliśmy wpuszczeni do pomieszczenia nazwanego MIĘDZY. Był to prostopadłościan, ściany którego zostały pokryte literami wchodzącymi w skład słowa MIĘDZY. Nigdzie nie pojawia się ono w całości. Znaleźliśmy się więc w tekście, wprowadzono nas do wnętrza słowa. Świat nie istniałby gdyby nie słowa, które go opisują. A jednostkami budującymi słowa są litery. Dotknęliśmy zatem cząstek elementarnych aparatu pojęciowego. To tak, jakby nagle znaleźć się w zderzaczu hadronów. Te litery (hadrony języka) mają swoją energię - tworzą formy większe i tak powstał wszechświat (przynajmniej w warstwie słownej). Kolekcja Andrzeja Starmacha do obejrzenia w gmachu głównym Muzeum Narodowego w Krakowie do 20.12.2009.









środa, 11 listopada 2009

Zawsze rozmawiaj z nieznajomym

Byłem z przyjaciółmi na lunchu, gdy zaczepił mnie cudzoziemiec. Chciał się dowiedzieć czy bistro uniwersyteckie, w którym jadamy jest ogólnodostępne. Oczywiście - powiedziałem - za pieniądze możesz kupić wszystko. W ten oto sposób poznałem fotografa Franka Biringera. Po kilku minutach rozmowy poznałem również powód jego pobytu w Krakowie oraz kilka z jego prac. Wraz z przyjaciółmi zaprosiliśmy go do stolika i to miłe, nieoczekiwane spotkanie zaowocowało tym wpisem.

Frank Biringer born in Saarbrücken, Germany, now lives in Norway. Last week he participated in the Michael Ackerman workshop arranged in Kraków by two Norwegian photographers Øyvind Hjelmen (www.oyvindhjelmen.com) and Catherine Cameron (www.catherinecameron.com) . They have been organizing workshops on the Norwegian island Stord for the last 5 years together with internationally known photographers (www.bathtubconversations.com). Michael Ackerman is represented by Galeri VU in Paris (www.galerie-vu.com). He has lived several years in Krakow and now lives in Berlin. So far he has published two books ("End Time City" and " Fiction"). His next book ("Half Life") is just about to be issued. The participants of Kraków's workshop were strolling around with cameras discovering the city streets and other normally hidden places. The results are here. Ladies and gentlemen! Frank Biringer presents:









Copyright Frank Biringer, 2009

Frank!Thank you for participation in this blog and great photos.

wtorek, 10 listopada 2009

Glücklich in Kattowitz






















Rok 2009. Nowoczesne miasto.

Władze Katowic zmieniły oficjalną nazwę miasta na Kattowitz. W obecnej dobie internauci pięć razy częściej wpisują do googla słowo Kattowitz niż Katowice. Wśród słów kluczy słowo Katowice jest na szarym końcu listy. Ponieważ w tekstach przestało już mieć znaczenie czy piszemy po polsku, angielsku czy niemiecku (wszystko tłumaczy się w google translate), magistrat zdecydował o zmianie - nie można było postąpić inaczej. Świat wirtualny ma zdecydowanie przewagę nad światem rzeczywistym. A ludzie nie lubią języka polskiego. Te wszystkie końcówki to istny obłęd.

Od dwóch tygodni poruszam się na skuterze. Skuter załatwia wszystkie moje bolączki. Korki dla mnie nie istnieją i pozbyłem się samochodowego poczucia wyższości. Właśnie zakończyłem kolejny roboczo-okres pt fotografujemy Katowice. Powstały realistyczne zdjęcia odrealnionych miejsc. Chłopaki z Graffiti (http://graffiti.katowice.pl) spisali się na medal. Skład i łamanie na światowym poziomie. Druk i papier lepszy niż w Skandynawii. Jednym słowem mamy wspaniały prospekt o wspaniałym mieście. Poniżej zamieszczam kilka stron. Lepiej oczywiście zobaczyć na papierze, ale z drugiej strony ten blog ma większą siłę rażenia. Ciekawe co się stanie, gdy ostatecznie wprowadzą elektroniczny papier. Podobno kwestię kolorów już rozwiązano, tekstury także. Będziemy mieli elektroniczne foldery, każdego dnia coś innego - czyż to nie genialne?






















W biurze już połowa osób nie używa słowa Katowice. Zresztą język polski też jest w zaniku. Przeskakujemy z języka na język. Najbardziej popularnym słowem (nie licząc słowa Kattowitz) jest słowo z młodzieżowego slangu MEGA. Że coś jest "mega" - tak się mówi. Wszyscy tak używają. Nawet ja. Język się bardzo zmienił. Z chwilą wprowadzenia elektronicznego tłumacza do komórek, automatycznie możesz przerabiać swoje myśli na jeden z wybranych języków. To jest takie sprzężenie między komórką a umysłem. Nadal nie wiem jak to działa i ciągle mnie to zdumiewa. Chcesz coś powiedzieć - to mówisz. Ja wybrałem angielski, niemiecki i czeski. To jest szalenie wygodne, bo nie trzeba już tak bardzo się przejmować słówkami i gramatyką. Wszystko ci wychodzi idealnie - same sukcesy - tak tego pragnęliśmy i mamy. Oczywiście trzeba mieć podstawy języka, bo bez tego nie sprawuję się nad tym wszystkim kontroli. Ale jesteśmy przecież inteligentni i zdobyć podstawy języka to betka.






















Najbardziej popularne są słowa krótkie, jedno-dwusylabowe. Słowo "mega" zaczęło nawet żyć swoim życiem w języku niemieckim. Mega Media Markt. To taki przykład. Staramy się mówić językiem literackim, ale jest to literatura post-post-postmodernistyczna. Wszystko na raz i żeby było dużo. Do wyboru, do koloru. Ktoś mi kiedyś wrzucił do komórki całego Goethego i śmiesznie było. Wszyscy zauważyli, że z moim językiem jest coś nie tak. Ja też to zauważyłem, ale nie mogłem nic na to poradzić, bo przecież taką miałem bazę danych. Na szczęście Sebastian wyrzucił mi to z komórki, bo nadal bym się męczył. Coś za coś, ja mu powiedziałem jak się włącza "pauzę", a on mi załatwił ten mój problem. Jeden problem z głowy mniej. Teraz mam wgranego całego DUDENA i mówię jak prawdziwy intelektualista - na miarę naszych czasów, bo to pojęcie się zdewaluowało.

Ale nie samym słowem człowiek żyje. Architektura wokół to jest dopiero radość. Oczy szaleją ze szczęścia. Nasze biuro mieści się w budynku biblioteki (patrz poniżej). My ten budynek nazywamy Startrek.























W środku wszędzie ruchome platformy, więc nie musimy już pokonywać tylu kilometrów. Po prostu sobie jedziemy i rozmawiamy z kolegami a to po czesku, a to jeszcze inaczej. To jest niezwykle rozwijające. Mam na myśli rozwój mózgu. Bo te słowa mimo, że z komórki to jednak w głowie zostają. Tak mi się przynajmniej wydaje.

A lunch dziś jemy nie w bistro, tak jak zawsze, ale w budynku ING. Tam bardzo dobre jedzenie. Pewnie dlatego, że bistro jest przy uniwersytecie, a "VeloxMeal" przy instytucji finansowej. Zawsze to lepiej, po prostu lepiej się kojarzy, więc i kucharki bardziej się starają i gotują smaczniej. Przedstawiłem ten budynek w fioletach poniżej. Kolor fioletowy wydawał mi się w tym wypadku najodpowiedniejszy.






















Po pracy pojeżdżę sobie jeszcze skuterem. Jest takie rondo w Kattowitz (ups, pierwszy raz użyłem bezwiednie tego słowa - trudno). I tam sobie parę kółek zrobię. Tak, jak Patricia Kaas w Piano Barze. To rondo jest moim ulubionym, bo mimo, że skomplikowany to układ pasów i skrętów, kierowca nie ma najmniejszych problemów. Nigdy nie widziałem tam nikogo, kto poruszałby się pod prąd. Zresztą pooglądajcie sobie sami, jest poniżej.























Bardzo lubię swoje życie w tym nowoczesnym mieście. Mieszkam tu niedawno, a już czuję się u siebie. Ich liebe Kattowitz. Es ist eine Stadt der Traume.

Serdeczne podziękowania dla Urzędu Miasta Katowice, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego, Śląskiej Organizacji Turystycznej i Polskiej Organizacji Turystycznej. Gratuluję przepięknego folderu.

piątek, 6 listopada 2009

Targi Książki w Krakowie

W uroczym towarzystwie (kolegi na P. i koleżanki na M.) udałem się na Targi Książki w Nowej Hucie. Misja - oprócz przyjemności czytelniczych - miała również dostarczyć wrażeń estetycznych na stoisku MODNEGO KRAKOWA (http://www.modnykrakow.pl/). Spotkaliśmy podróżniczkę Dorotę Polaczek (http://www.dna2007.pl/) oraz znajomych zewsząd. Przy stoliku rozłożyliśmy nasze drobiazgi o Podgórzu, przewodniki, pocztówki i magnesy. Taki niby to happening. A dookoła książkowy zawrót głowy. Powstają miliony książek z potrzeby tworzenia. Pan Grzegorz z Vis-a-vis Etiuda właśnie opublikował zapowiadane mity greckie, a ja odnalazłem książkę sprzed lat. Narcyz i Złotousty Hermanna Hessego.




















































































"... Poczynam rozumieć czym jest sztuka. Dawniej zdawało mi się, że w porównaniu z myśleniem albo wiedzą nie zasługuje, aby ją traktować zbyt poważnie. [...] Przyznawałem wprawdzie, że cenię sztukę, przyznawałem z przyzwyczajenia, ale właściwie byłem pyszny i spoglądałem na nią z góry. Teraz dopiero widzę, jak wiele istnieje dróg do poznania i że droga ducha nie jest jedyną, może nawet nie najlepszą. "
[Narcyz i Złotousty, Hermann Hesse, PIW, str. 310.]

czwartek, 5 listopada 2009

Rafał Borcz zaprasza...


ZATOKA



































































Artysta totalny (sic!) - Rafał Borcz - przedstawił wczoraj cykl obrazów [oraz rzeźby wilków] . A co na obrazach? Zatoka. [Tytuł wystawy]. To idylliczne miejsce, spokojne i ambientowe [określenie Rafała] istnieje naprawdę. To Zatoka Węża na Zalewie Solińskim. Genialne, plastyczne światło wypływa z obrazów i zalewa rzeczywistość. Ambientowy rytm ogarnia całą galerię. Falujące głowy podziwiają statyczne pejzaże. Raz po raz wodę zmąci powoli płynąca łódka, kleń czy też odbijające się płomienie ogniska. Inne Bieszczady, inna rzeczywistość, godzina 19:30, dawno po zachodzie słońca.


Rafał Borcz (rocznik 1973) - artysta malarz, adiunkt na Wydziale Malarstwa Krakowskiej ASP w pracowni prof. Leszka Misiaka. Uprawia malarstwo, rysunek, rzeźbę. Autor wielu wystaw i laureat kilku nagród m. in. Nagroda Prezesa Międzynarodowego Triennale Grafiki na Triennale Grafiki Polskiej w Katowicach (2000), Wyróżnienie w Polskiej edycji ogólnoeuropejskiego konkursu Lexmark European Art Prize (2003, 2004), Stypendium Fundacji Grazella (2005), Wyróżnienie oraz Nagroda Publiczności w 37 Biennale Malarstwa "Bielska Jesień" (2005), Nagroda Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego - XXI Festiwal Malarstwa Współczesnego w Szczecienie (2006). [więcej na stronie artysty http://www.borcz.art.pl]

Wystawę będącą częścią projektu WIZJA LOKALNA (koncepcja Romana Laciaka) można oglądać w Galerii Grodzkiej 42 w Krakowie.