Polemika z oponentami projektu Smoleńsk 22/8
Wyrzucanie mebli na Smoleńsk 22/8 to nie jest jakaś draka i siup! To jest po prostu normalny performance – sztuka. Jak się okazało performance na tyle świetny, że pani Anna Brasławska napisała swój list do Wyborczej. Na tyle mocny, że zrobił na wszystkich wrażenie. Wymyśliliśmy to w grudniu i od tego czasu trwały przygotowania. Zostało to zaplanowane i profesjonalnie przygotowane, a niemieckie ministerstwo kultury dało na to pieniądze.
Chciałabym spotkać się z panią Anną Brasławską i opowiedzieć jej o projekcie oraz swojej rodzinie. Dlatego, że przedstawione zarzuty wynikają z niewiedzy, braku informacji. Gdyby ta pani tu przyszła i z nami porozmawiała, nigdy by takiego listu nie napisała.
Rodzina
Pożegnanie z domem
To, że rodzice będą musieli się wyprowadzić było wiadome od dawna. Moi rodzice żyli w poczuciu tymczasowości od dawna, od dziesięciu lat. Ta kamienica była nieustająco sprzedawana. Jeden właściciel sprzedawał drugiemu. A wszyscy lokatorzy żyli w poczuciu tymczasowości, co było dla nich bardzo trudne, o czym też się nie mówi. Z tego powodu moi rodzice nie robili remontów w tym mieszkaniu. Nie malowali ścian i nie oprawiali drzwi, bo wiedzieli, że będą musieli się wynieść. Traktowali więc to mieszkanie jako swoją pracownie i robili tu swoje rzeczy. Pół roku temu było już wiadomo, że rodzice się stąd wyprowadzą. W te święta Bożego Narodzenia wiedzieliśmy, że to jest nasza ostatnia Wigilia w tym miejscu. Zupełnie niezależnie i ja, i Justyna pomyślałyśmy, że trzeba tu na koniec coś zrobić, jakiś projekt. Gdy to mieszkanie opustoszeje (bo były tu tak duże pokłady obrazów, jeden na drugim, właściwie nie było widać architektury tego mieszkania, bo było ono dokładnie wypełnione) myślałyśmy, że gdy to mieszkanie opustoszeje, to będzie tak smutne i tak straszne, że właściwie samo ogołocenie tego mieszkania będzie już projektem. I wtedy zaczęłyśmy się zastanawiać jak by to można zrobić, jak by to można pokazać, by było to takie nowoczesne. I Justyna pomyślała tak: by zrobić porządną wystawę, trzeba zdobyć jakieś na nią fundusze. I wtedy łatwiej będzie to zrobić, gdy ten projekt zrobimy na zasadzie współpracy, polsko-niemieckiej na przykład. Justyna jest artystką niemiecką, mieszka już od 10 lat w Niemczech.
Przekłamanie medialne
Jest tu jedno przekłamanie medialne. Ludzie postrzegają tę sytuację tak, że obrażeni Państwo artyści się wyprowadzają. A prawda jest taka: moi rodzice cicho się wyprowadzili, znaleźli sobie mieszkanie, znaleźli sobie miejsce na swoje rzeźby, które przenieśli. Nikomu nie narzekali, od nikogo nic nie chcieli. Ponieważ podniesiono tak czynsz, że się nie dało mieszkać – po prostu się wyprowadzili i nie chcieli robić żadnego halo. Bardzo się też bali tej naszej akcji. Jednak do niej doszło. Justyna jest bardzo uparta, zawsze dopnie swego. Mieliśmy potworne konflikty rodzinne z tego powodu, sam fakt, że to przetrwałyśmy, że dotrwałyśmy do końca - było to dla nas bardzo ciężkie. Moja mam bała się tych szaf, ale wiedziała, że to będzie mocne i zaufała Justynie. Tak więc za tą wystawę, za ten projekt to my bierzemy całkowitą odpowiedzialność. To jest głos dzieci, to nie jest głos rodziców, to jest głos dzieci – dorosłych córek. Teraz po tych dwóch tygodniach wszyscy uważają, że to świetny był pomysł. Konserwatywna część rodziny, po tym performansie wszyscy do nas dzwonili i mówili, że to było piękne - takie wstrząsające i wzruszające, i że trzeba powiedzieć na głos o pewnych rzeczach. Bo okazuje się, że w Krakowie co trzecia osoba ma taką sytuację. Ludzie, gdy są słabi to psychicznie nie radzą sobie z takim problemem. Wstydzą się mówić, że są biedni, że mają trudną sytuację, nie pokazują swoich słabości. A my możemy to pokazać, o tym powiedzieć. Im bardziej będzie to osobiste, tym mocniejsze i autentyczniejsze. Chodzi o to, by było to mocne. Justyna zawsze pracuje na krawędzi. Więc był to zamierzony cel artystyczny. To miało być coś co wstrząsa. A przy okazji zaproszenie do dyskusji społecznej artystów, którzy innymi środkami mogą powiedzieć coś dobitniej. Czyli powiedzmy to wprost, chodzi o sztukę!
Początek projektu
Wydaje mi się, że początek Smoleńska był bardzo dawno. Teraz tu, na Smoleńsku, dzieje się coś nieprawdopodobnego. Nam to bardzo pomoże. Ja już nie czuję, że to jest dom rodziców. Zrobiłyśmy tu taką spację. Taką przedziwną przestrzeń między czasem kiedy oddamy klucz, a czasem, gdy był to nasz dom.
Po wernisażu przyszło mnóstwo ludzi. Ku naszemu zdziwieniu zwiedzający byli non stop. Mieliśmy tu cały czas wycieczkę. Gdy puszczałyśmy film przez projektor, to w pokoju siedziały trzy rzędy ludzi. I każdemu opowiadałyśmy całą historię od początku do końca. A pierwszego dnia po wernisażu, to nam ludzie do 12:00 w nocy przychodzili. Janek Simon ze znajomymi, Wojtek Doroszuk czy Paulina Ołowska czyli sztuka współczesna z najwyższej półki, ale równocześnie przychodzili do nas sąsiedzi, prości ludzie, staruszki. Nasz projekt działa na wielu poziomach. Z jednej strony ludzie mogą zobaczyć sztukę współczesną, bardzo ciekawe interwencje, realizacje, performansy, a z drugiej strony starszym ludziom możemy opowiedzieć o szopkach, pokazujemy album przygotowany przez Mateusza Torbusa, gdzie jest bardzo piękny fotoreportaż z udziału mojej rodziny w tegorocznym konkursie szopek krakowskich. I tacy ludzie to rozumieją. I łatwiej przyjmują te nowe prace, bo mają jakiś pomost łączący. Ten projekt łączy w sobie tradycje i współczesność, światy, które właściwie w Krakowie nie łączą się i nie istnieją nigdy razem. Dlatego np. poniedziałkowe spotkanie z moim tatą było bardzo niesamowite, kuratorki sztuki współczesnej z zachwytem oglądały świątki, a mi się wydawało, że ta sztuka religijna jest straszliwie konserwatywna, tak więc udało nam się to połączenie, sztuka demokratyczna na każdym poziomie, na poziomie odbiorców i artystów.
Działania
W sobotę zrobiłyśmy warsztaty dla studentów z ASP. To była fajna historia. Przyszła grupka z rzeźby i malarstwa. Najpierw Pablo i Kestutis z Exp.editionen, grupy niemieckiej, która do nas przyjechała i bierze czynny udział w projekcie. Pokazali im swoje realizacje z Niemiec, a następnie grupa Strupek z Mateuszem Okońskim zaczęli tutaj sobie coś robić, zbudowali domek z materiałów, taki piękny namiot w dużym pokoju, który na wieczór był już gotowy i został podświetlony od środka lampami i był takim mobilnym domkiem (wszędzie go można było zabrać ze sobą), który nic nie kosztował, bo był z recyklingowych materiałów i bardzo dobrze wpisywał się w kontekst naszej wystawy, a w niedzielę spełnił jeszcze jedną potrzebną funkcję, bo przychodziło trochę ludzi z dziećmi i dzieci po prostu miały co robić, gdy rodzice zwiedzali wystawę. Domek istniał dwa dni, bo na poniedziałek musieliśmy już go ściągnąć – czyli powstało bardzo wiele prac, które już teraz nie istnieją.
Na performance przyszedł Bartek Materka, ze styropianową biało głową znalezioną w jakimś sklepie kosmetycznym na Meiselsa. Była to jego prywatna inicjatywa. Pomalował ją na czarno i powiesiliśmy ją nad drzwiami w przedpokoju. I teraz wisi ta głowa i świetnie wygląda. I jak ją malował (a teraz ma wystawę Bunkrze Sztuki) to powiedział: dziewczyny to jest najlepszy projekt tu w Krakowie od kiedy tutaj jestem. A Exp.editionen wychodzi z domu i robie różne działania na mieście. Np. zrobili fajną sesję. Jest taka makieta Krakowa na pl. Wszystkich Świętych. I oni porobili takie małe figurki z plasteliny i ożywili to nieżyjące miasto. Na balkonie mamy Light box z naszym logo, który wisiał i świecił. I rano przyszła straż pożarna i powiedziała, że coś wisi i zaraz spadnie, i wtedy mieliśmy rozmowę z nimi i strażacy to zrozumieli o co chodzi i usłyszałam jak dzwonili: „nie, nie, nie, tu się nic nie dzieje, tu mieszkają artyści, to tak ma wyglądać”. Mieliśmy też bardzo miłą przygodę w sobotę. Grupa Strupek nam pilnowała mieszkania, a my pojechaliśmy całą ekipą ze Smoleńska (czyli grupa Exp.editionen, ja i Justyna) na pokaz filmu Wojtka Doroszuka. I Wojtek na zakończenie swoich filmów miał czas, by opowiedzieć jeszcze o swoich projektach i udzielił nam głosu. Więc czujemy niesamowicie duże wsparcie, wiele osób chce się włączyć i nam bezinteresownie pomóc.
Performance na drzewie
Wymyśliłam, że w poniedziałek chcę powiesić na kasztanie flagę hiszpańską, ze względu na to, że ten budynek należy teraz do Hiszpana. To miała być znowu taka draka i rebelia (taki charakter ma nasz projekt). Nawiązuje to do naszego dzieciństwa. Wcześniej, gdy miały miejsce wojny między podwórkami, jak miałam dziesięć lat była wojna o flagę. Ja zawiesiłam flagę naszego podwórka na czubku tego kasztana. I teraz powtórzyłam taką akcję jako trzydziestoletnia kobieta, artystka wieszając flagę na samej górze. To było bardzo trudne drzewo. Ja ryzykowała życie by tam wejść, strasznie się bałam. To było najtrudniejsze ze wszystkich drzew w całym projekcie (miało bardzo mało gałęzi). Moja siostra Justyna uszyła w nocy flagę, nałożyliśmy ją na patyk, i ponieważ baliśmy się, że mogę odpowiadać za to, więc ubrałam kominiarkę taką, jaką noszą antyterroryści, by nie było widać mojej twarzy - nie przyznamy się kto to zrobił. Wyglądało to bardzo malowniczo. Wielkie drzewo i romantycznie powiewająca chorągiewka. A z okien wszyscy komórkami robili zdjęcia, bo niby kolejna draka. Po trzech godzinach wracam, a na drzewie siedzi facet i mówi, że jest profesjonalnym alpinistą, że jest w pracy, dostaje za to dniówkę i że administracja kazała mu to odnieść do biura. Ale gdy mu opowiedziałam całą historię oddał nam flagę mówiąc, że powie, że flagę dzieci ukradły. Następnie taką dużą flagę Hiszpanii powiesiłyśmy na balkonie. (Tomka Wiecha przepiękne zdjęcie z tego zdarzenia jest na blogu.) A ostatnia odsłona flagi była w środę. Daniela Wolf wyświetliła powiewającą flagę jako projekcję na sąsiednim budynku.
Gotowanie i centryfuga
Spotkałam się też z Gosią Radkiewicz, która chciała coś o nas napisać na jakimś portalu internetowym. Okazało się, że Gosia Radkiewicz ze swoim chłopakiem, Maćkiem Michną mają bloga o gotowaniu. 100% masła w maśle. Ponieważ akcja Smoleńska tak się im podoba, 100% masła w maśle zaproponowało, że chcą dla nas wszystkich coś ugotować, sami zrobią zakupy. I w środę zdarzył się spontaniczny, fajny event. 100% masła w maśle gotowało dla nas gigantyczny gar zupy marchewkowo-imbirowej, do tego zrobili tarty i sałatki. Gosia i Maciek mieli złote korony na głowach i w tym czasie Exp.editionen zrobiło centryfugę, czyli maszynę do malowania ścian, więc była premiera centryfugi, bardzo emocjonująca, bo to jest takie wielkie koło wycinane z płyty przez dwa wcześniejsze dni, oglądaliśmy przez zamknięte okna z przedpokoju i z balkonu, z dwóch punktów widzenia. Centryfuga jest zbudowana tylko z materiałów, które tu były znalezione, wszyscy tu tak pracują. Prace powstają z rzeczy, które zostały znalezione na Smoleńsku, bo nie wszystko wyrzuciłyśmy na ulicę. Wyrzuciłyśmy zaplanowaną wg konkretnego scenariusza ilość rzeczy. W scenariuszu stopniowałyśmy napięcie, wyrzucałyśmy coraz to mocniejsze rzeczy, było kilka szaf dla mocnego uderzenia, by nie zanudzić, mogłyśmy przecież wyrzucić cały dom i byłoby taniej teraz.
Architektura chwili
Łukasz i Mateusz zrobili również kolejny projekt „Ty tu nie rządzisz” odwołujący się do logo IKEI. Praca zrobiona z worka na śmieci. Łukasz nie ma nic przeciwko IKEI, denerwuje go jednak, że wszyscy muszą mieć tak samo, to taki totalitaryzm, wszystkie miasta będą tak samo wyglądały, takie samo jedzenie, takie same meble. A jednak można myśleć inaczej i żyć inaczej. Zatem artyści zaproszeni przez Justynę swoim programem doskonale wpasowują się w ten projekt. To nie jest przypadkowe, że wzięłyśmy byle jakich znajomych. Tak nie jest. Sam fakt, że ci artyści zgodzili się tutaj przyjechać jeszcze zanim dowiedzieliśmy się, że dostaniemy grant z Niemiec jest niesamowity. Oni sami kupili sobie zawczasu bilety. Ponadto Łukasz miał wykład w Goldex Poldex, pokazywał tam swoje projekty (Miał piękny makijaż zrobiony przez Justynę). A następnie zrobił niesamowite warsztaty w małym klubie Bunkra Sztuki. Ja go z kolei zaprosiłam z Anką Bargiel do zrobienia jeszcze jednego projektu. W jednym z magazynów Bunkra znaleźliśmy straszną ilość białych płyt, wypożyczyliśmy te płyty i wzięliśmy dużo folii bąbelkowej. Na głównych schodach Bunkra dzieciaki z rodzicami zbudowały razem z nami struktury-jaskinie-domki. Taka biała architektura. Ale potem trzeba było to posprzątać, rozmontować. Schody muszą być czynne, płyty trzeba oddać. Dla dzieciaków trudna sprawa. Jak rozmontować swój ulubiony domek. Spontanicznie pojawił się pomysł. Wymyśliliśmy zjeżdżalnie. Dzieci zachwycone, bez bólu zdemontowały swoje domki jak mróweczki. Czyli powstała ulotna, chwilowa architektura, po czym w ciągu paru minut została do imentu rozmontowana, a płyty zmieniły swoją funkcję, stały się czymś innym - sankami.
Koncert
Negradonna - nasz zespół, który grał na Smoleńsku (ja w nim grałam i moja siostra Rozalia, była z nami też moja siostra Teresa, która obecnie jest na studiach we Freiburgu). Zaplanowałyśmy, że tu na mieszkaniu zrobimy premierę naszej nowej płyty. Kościół cierpienia. Dla nas to bardzo istotne. Bo w tym pokoju powstała cała muzyka, tu ćwiczyłyśmy. Zaprosiłyśmy ludzi, by zagrać tu po raz ostatni. Justyna z tej okazji uszyła piękną instalację, cierniową koronę, jeden z bardziej widocznych elementów wizualnych wystawy i pod tą koroną był koncert. Przed nami grał zespół Dr. Lecter. Jesteśmy wspólnie na jednej płycie. Minimax 2007 Piotra Kaczkowskiego. Jesteśmy nawzajem swoimi fanami, razem też koncertowaliśmy. Zagraliśmy mocny koncert, było około 200 osób, pełne nagłośnienie, dym, stroboskop, światła. Coś pięknego.
Dodatkowo w projekcie biorą udział artyści fotograficy z Krakowa. Zajmują się oni fotoreportażem. Zadaniem ich było wszystko udokumentować. Pracowali oni tutaj jeszcze, gdy mieszkała tu moja rodzina. Mateusz Torbus robił zdjęcia, mamy cykl fotografii pokazujących dokładnie jak wyglądała każda z tych ścian wcześniej, jest to taka swoista narracja interesująca dla osób zwiedzających. Tomek Wiech zrobił dokument o najmłodszym wnuku moich rodziców. Prace fotograficzne powstały 2 tygodnie przed przeprowadzką. Jeszcze mamy slide show Nikko Biernackiej. Film opowiadający o domu zrobiły też moje dzieciaki, Antek i Urszulka. A Piotrek Madej zrobił nagrania dźwięków tego domu. W piątek mieliśmy jeszcze performance Justyny (kredens na kółkach w klimatach krakowskich jeżdżący po ul. Smoleńsk i plantach z zaproszeniem na aukcję), a w niedziele aukcję.
Antykapitalistyczna i antymaterialistyczna rebelia
Ja i Justyna wykorzystałyśmy w tym projekcie cały nasz potencjał. Totalnie skomasowana siła, dałyśmy z siebie wszystko, co najmocniejsze. Pomogli nam nasi przyjaciele, Mateusz, Tomek, Magda, Ania. To było tak dobre i mocne, bo to był bardzo osobisty temat. Wielokrotnie byłyśmy na granicy bardzo intensywnych uczuć. To jest antykapitalistyczna i antymaterialistyczna rebelia. W tym projekcie pokazujemy, że można inaczej. Ludzie na Smoleńsk żyli sobie inaczej. A teraz to pokazujemy światu. Tak żegnamy ten dom.
Cecylia Malik