Fotografia u mnie tak na prawdę zaczęła się jakieś 10 lat temu. Mniej więcej wtedy, gdy całe śródmieście Krakowa zbliżało się do punktu kulminacyjnego w swoim stereotypie "morderczej Nowej Huty". Sięgając daleko wstecz, jak każdy dzieciak urodzony i wychowany w Nowej Hucie przesiadywałem na podwórkach, kopałem w piłkę, odkrywałem coraz dalsze (głębsze i wyższe także) zakątki mojej okolicy. Oprócz zwykłych zaczepek nigdy nic się tak na prawdę nie działo. Nikt nikomu kosy pod żebro nie pchał. Jeśli już były jakieś bójki to zawsze honorowo, na pięści, do pierwszej krwi. Dostałeś w twarz i sprawa była raz na zawsze zakończona. Dawny stereotyp z czasów brygad Służby Polsce był ledwie wygodnym hasełkiem, aby coś o Nowej Hucie napisać. Wydarzyły się nieszczęścia i jak hieny pojawiły się media. Przodowała w tym chyba "Uwaga!" TVNu. Regularnie ekipy filmowe przyjeżdżały do nas szukając tanich sensacji i z wyolbrzymionych statystyk policyjnych czyniąc temat przewodni swojej ramówki. Skoro największy zaklinacz narodu - szklany ekran - twierdził, że w Hucie jest najgorszy element, to społeczeństwo łatwo powróciło do haseł znanych z lat pięćdziesiątych. Pamiętam do dziś film dokumentalny z 1997r pt. "Starsza siostra Krakowa" gdzie w 18 minucie i 40 sekundzie pan około czterdziestu lat w prochowcu, owinięty szalem, w ręku błyskający na pokaz jakimś tomikiem poezji uwłacza Hucie i jej mieszkańcom twierdząc, że powinno się ją "zrównać z powierzchnią, a na odzyskanej ziemi zasadzić lasy i przedłużyć Puszczę Niepołomicką". Od tego czasu tak dla mnie właśnie jawi się rdzenny mieszkaniec Krakowa-Śródmieścia. "Ą-Ę", muchy w nosie z wiedzą otaczającego go świata zaczerpniętą tylko ze stron prasy codziennej czytanej w zaciszu Noworola z widoczkiem na Mariacki.
Po tym przydługim wstępie, gdzie nakreśliłem ogólny dla mnie wówczas stan emocjonalny przejdę może do fotografii.
W pewnym momencie postanowiłem sprzedać co miałem wartościowego i kupić sobie dobry aparat. Nie wiem skąd się wziął ten impuls. Mama twierdzi, że we mnie jest jakaś "dusza artysty" i zamiłowanie do radykalnych decyzji. Zatem kupiłem ten aparat i zacząłem fotografować. Oczywiście, że ze względu na to, co wszyscy dookoła twierdzili fotografowałem w kontrze do powszechnej opinii. Ja widziałem Nową Hutę piękną. Widziałem w niej wspaniałych ludzi i cudowne miejsca. Moje zdjęcia trywialne i proste powoli zaczynały się podobać. To tu, to tam ktoś pisał, że jest dobrze, żebym dalej pracował i coś z tego będzie. W dwa lata po zakończeniu studiów nadszedł czas podjęcia decyzji. Fotografia z hobby stawała się powoli moją obsesją. Porzuciłem dotychczasową pracę, gdzie dzielnie uczestniczyłem w "wyścigu szczurów", będąc wyżymanym w jednej z krakowskich agencji aktorsko-reklamowych w dość kabaretowy sposób (i już wszyscy wiedzą o kim mówię, ale reklamy im nie będę robił) i zatrudniłem się w laboratorium fotograficznym. Równocześnie zacząłem studium podyplomowe z fotografii na Politechnice Krakowskiej gdzie wykładał im.in Zbigniew Łagocki. Co się działo dalej - jest mi ciężko już porządkować chronologicznie, bo to było, jednym słowem, szaleństwo. Wspólnie z ówczesnym nowohuckim aktywistą, Maćkiem Twarogiem, stworzyliśmy najdynamiczniejszy portal nowohucki - Nowa Huta Non Stop. Rzeczywiście było "non stop" - po pracy leciałem, trzaskałem foty, na następny dzień wywoływałem, skanowałem i wysyłałem, a zaraz potem ludzie czytali. Wystartowałem wtedy też z pierwszym nowohuckim fotoblogiem. Nikt nie prowadził wówczas fotobloga, który na prawdę byłby poświęcony tylko tej dzielnicy. Maciek jako radny ciągle walczył o Hutę w magistracie - ja "łoiłem" na ulicy. Był to czas nowohuckich festiwali filmowych, święta Kopca Wandy, otwarcia i prężnego działania 1949 Club i wielu, wielu innych. Pojawiły się też moje wystawy, wygrałem kilka większych krakowskich konkursów fotograficznych i dostałem stypendium na Akademii Fotografii w Krakowie, gdzie rozpocząłem studia.
W czasie AF szaleństwo trwało nadal. Portal Nowa Huta Non Stop zakończył swoją działalność, ale ja znalazłem się na etacie w Dzienniku Polskim. Moim bezpośrednim przełożonym był Maciek Kwaśniewski - fan Nowej Huty. Znów z aparatem u szyi godziłem czas pomiędzy studiami i pracą fotoreportera. Po codziennych śródmiejskich "obsługach" starałem się jeszcze szukać czegoś "u siebie". Odwiedzałem ośrodki kultury, placówki edukacyjne, muzea, kluby i robiłem zdjęcia, a potem namawiałem przełożonego, żeby upchnął choćby z krótkim tekstem. Często się udawało i ludzie znów czytali.
Niedawno udało mi się dostać na warsztaty do londyńskiej Magnum Photos. Do kwalifikacji wysyłałem oczywiście zdjęcia z Nowej Huty. Nawiązałem kilka fajnych znajomości i nie zamierzam na tym poprzestawać. Niestety jest to dość trudne - takie wyjazdy są bardzo kosztowne. Nauczyłem się, że nie ma co liczyć na krakowski magistrat i jego wydział kultury. Dwa razy byłem żebrać - niech mnie jakoś dofinansują albo choć zwrócą za przeloty - przecież pojechałem promować Kraków, w szczególności Nową Hutę. Odesłali mnie z kwitkiem. Obecnie dostałem się na studia na Instytut Twórczej Fotografii w Opawie (Czechy), zarabiam na kolejny wyjazd do Magnum. Oczywiście, że chcę pokazać Hutę! Moja fotografia już zawsze pozostanie narzędziem w walce o większy cel, bo czuję podskórnie, że tytuły gazet czekają tylko na to, aby przestano im patrzeć na ręce i powrócą do jakże chwytliwego "Morderstwo w Nowej Hucie".
Reklama....
OdpowiedzUsuńHyde Park
OdpowiedzUsuń