W Mostowa ArtCafe spotykam się z Grażyną Smalej. Od dawna chciałem przeprowadzić rozmowę z artystką o jej obrazach. Okazja przydarza się u progu lata. Jeszcze do połowy czerwca można oglądać jej niezwykłe obrazy w tymże miejscu.
Grażyna Smalej jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom w 2001 r. w pracowni prof. Jacka Waltosia. Laureatka wielu nagród i stypendiów. Wystawa w Mostowa ArtCafe jest jej dziewiątą wystawą indywidualną.
WYWIAD
Rafał Małecki: Znajdujemy się w Mostowa ArtCafe w otoczeniu Twoich obrazów. Do połowy czerwca można tu oglądać wystawę Twoich prac pod tytułem 1/500 s i dłużej. Skąd ten tytuł?
Grażyna Smalej: Jedna pięćsetna sekundy to czas jakiego potrzebuje mój aparat fotograficzny, przy dobrym nasłonecznieniu, aby zarejestrować obraz. Mniej więcej połowa prac na tej wystawie przedstawia te jedne pięćsetne sekund, które przeżyłam, a które, gdyby nie szybka migawka aparatu, umknęłyby mojemu oku. Tylko fotografia jest w stanie zatrzymać ten zmienny i ruchliwy żywioł jakim jest woda w formie, o jakiej zwykle nie mamy pojęcia. Fotografia w moim malarstwie odgrywa ważną rolę zarówno jako narzędzie, szkic i może przede wszystkim jako inspiracja, ponieważ doskonale uświadamia ulotność chwili, a upływ czasu jest ostatnio moją, można powiedzieć, obsesją. Dlatego też w tytule wskazuję na czas.
Druga część wystawy to najnowsze obrazy, w których nie opowiadam już o konkretnych miejscach, chwilach, akwenach i postaciach, ale przedstawiam na nich nieuporządkowaną naturę, wodę, drzewa, za pomocą przypadkowych plam i nanoszę w tą scenerię ludzkie postacie, które są rojowiskiem drobnych form, jak w „Rzece genów”, nagromadzeniem malutkich kończyn i głów. One są już poza czasem jednostkowego życia, obrazują nieskończoność relacji człowiek – natura. To jest właśnie to tytułowe „dłużej”.
Głównym motywem są kąpiące się postacie, często dzieci, czas zabawy, wakacji, prostych radości. Ciekawe dla mnie jest to, że pomimo tego ogólnego wrażenia pogodności, słyszę od widzów, że jest tu jakaś groza, że za chwilę wydarzy się coś złego. Usłyszałam też porównanie do atmosfery filmu „Piknik pod wiszącą skałą”. Coś w tym jest, biorąc pod uwagę wspomniany temat przemijania, choć wydaje mi się, że w każdym obrazie, nawet jeśli nie widzimy bezpośredniego odniesienia do dramatu, do śmierci, znajdziemy ją. Na przykład dzbanek z bukietem pięknych kwiatów może być również postrzegany jako obraz śmierci (kwiaty za chwilę zwiędną). To zależy od tego kto patrzy i jak dalece rozwinie swoją interpretację.
Kąpiel XLIX 2011, 115 x 130
Kąpiel XXXIII 2010, 115 x 140
Moja pierwsza myśl po obejrzeniu obrazów była taka: Te obrazy, to próba zatrzymania uciekającego życia.
Świetnie!
W życiu artysty, właściwie w życiu każdego człowieka kwestie egzystencjalne to istotny temat. Normalny, myślący człowiek musi konfrontować się z problemem przemijania, uciekającego życia. Malowanie, zatrzymywanie odczuć artysty na obrazie, taka stopklatka jest próbą przeciwstawienia się temu stanowi rzeczy.
Dobrze wyczułeś ten temat. Pewnie dlatego, że jesteś już po trzydziestce i masz dziecko. Macierzyństwo czy ojcostwo – obserwacja swojego dziecka jak rośnie każe ci myśleć o przemijaniu. Wcześniej ten temat był mi obcy.
Kiedy dokładnie sobie to uświadomiłaś? Była jakaś cezura?
Gdy moja córeczka miała jakieś trzy miesiące, zauważyłam, że co dzień robi coraz to inne rzeczy, zmienia się z godziny na godzinę. Właśnie przestała uderzać się bezwiednie rączkami w głowę, zaczęła się uśmiechać, a wkrótce może usiądzie, stanie na nogi. Jutro będę tęsknić za nią taką, jaką była dzisiaj. Pomyślałam wtedy: każdą chwilę trzeba mocno przeżywać, napawać się nią. Bo to nie tylko moja córeczka się zmienia, ale ja też się zmieniam. Każdego dnia wszyscy w pewnym sensie umieramy. To jest nieuchronne, to przeświadczenie jest trudne do zaakceptowania i musimy jakoś sobie z tym radzić. Sztuka jest rodzajem terapii – pozwala nie tylko utrwalić minione chwile, ale też przeżyć je na nowo. Gdy po powrocie z jezior maluję w krakowskiej pracowni, a na zewnątrz siąpi, wtedy od nowa przeżywam to, co wydarzyło się latem.
Kąpiel XL 2011, 115 x 140
Kąpiel XXXVIII 2011, 115 x 140
Czy to oznacza, że osoby na obrazach są postaciami rzeczywistymi? Jak dalece malowanie konkretnych osób ma dla Ciebie znaczenie w kontekście upływu czasu?
Moje wyjście w plener polega na tym, że podczas wakacji spędzanych z rodziną, stoję na brzegu z aparatem i obserwuję taflę wody z pomostem, jak scenę. Pojawiają się na niej bawiący się moi bratankowie, siostrzenice. Refleksja nad tym jak co roku się zmieniają, dorastają, jak szybko mija czas dzieciństwa, była jedną z przyczyn powstania tych obrazów. Tak, to jest ważne kto jest na tych obrazach, zwłaszcza w tych wcześniejszych. Ale jest też sporo anonimowych bohaterów płócien, którzy zostali przeze mnie podglądnięci.
Ktoś mógłby powiedzieć, że wystarczy przecież zrobić dzieciom zdjęcia i wkleić do pamiątkowego albumu. Jednak nie chodzi wyłącznie o pamiątkę. Spośród tysięcy fotografii, wybieram te, które mają uniwersalny charakter, mają malarski potencjał, które nie są gotowymi udanymi fotografiami i pewnie jeszcze z wielu innych powodów do końca nie uświadomionych, kiedy po prostu pojawia się taka konieczność, muszę to namalować i koniec.
Wydruk fotografii nie jest w stanie zastąpić powierzchni płótna, koloru i faktury farby. Żadna drukarka nie odtworzy tego co można uzyskać na powierzchni płótna za pomocą farb, nie mówiąc już o tym, że niektórych kolorów po prostu nie ma w drukarskiej palecie. Dotkliwie się o tym przekonuję za każdym razem kiedy wykonuję dokumentację prac.
Nie czuję się też fotorealistką. Fotorealizm polega na absolutnym zawierzeniu obrazowi fotograficznemu i wyzbyciu się właściwości własnego warsztatu, na dokładnym przemalowaniu. Ja tego nie robię. Maluję z fotografii, ale nie używam rzutnika. Samodzielnie analizuję zależności wizualne, jak układa się światło na wodzie, jak marszczy się jej tafla w perspektywie, jak faluje, jak układają się krople w plusku. Często zmieniam kompozycję, układam ją z kilku fotografii i przede wszystkim lubię jak pomyli mi się pędzel i ten przypadek w procesie uda się wykorzystać. Stosuję wiele warstw w tych obrazach, i przezroczyste, i kryjące i grube faktury. Szukam malarskich skrótów. Niemniej muszę jeszcze raz podkreślić, że fotografia jest niezastąpiona w dostarczaniu mi materiałów do pracy. Niedawno nabyłam aparat wodoszczelny, który ukazał mi nowe widoki. Na przykład obraz „Solina” jest na podstawie zdjęcia, które powstało kiedy aparat był do połowy zanurzony w wodzie.
Solina 2011, 81 x 100
Kąpielisko 2012, 75 x 100
Te obrazy są nostalgiczne, kojarzą mi się z dzieciństwem, chlapanie się po jeziorach było kiedyś na porządku dziennym. Często kąpałem się na wsi w dzikiej rzece. Gdy na to patrzę i zastanawiam się ile upłynęło czasu, to pojawia się myśl, że życie kiedyś było proste, a teraz biegnie ciągle do przodu, jakby nie potrafiło się już zatrzymać.
Nad jeziorami czas wakacji to czas zupełnie wyizolowany, gdzie świat wygląda tak, jak dwadzieścia czy sto lat temu. Niewiele się zmieniło. Jest jezioro, las, polna droga – Arkadia. Czas poza wszystkim. Półnagi człowiek, blisko natury.
Twoje skojarzenia podziela wiele osób. Myślę, że duże znaczenie ma tutaj właściwy polskiemu pejzażowi odcień, światło. Tego nie znajdziesz na intensywnie kolorowych pluskach Davida Hockneya, czy na obrazach amerykańskich fotorealistów malujących wodę (Eric Zenner, Alyssa Monks).
Czy malownie wody z czegoś wynika, czy stoi za tym jakaś filozofia?
Cykl kąpieli maluję od 2002 roku i nazwałam go „Samorozpuszczenie”. Samorozpuszczenie to uczucie jakiego doznaje człowiek w kontakcie z wodą, stapiając się z pierwotną materią. Ciało traci wagę, rozgrzane wcześniej upałem, doznaje ukojenia i rodzaju znieczulenia. Doznaje szczęścia. Ten moment szczęścia chciałam namalować. Od tego się zaczęło. Z czasem temat ewoluował i powstały prace znad krakowskiego Zakrzówka, w których przeskalowywałam postacie ludzkie w stosunku do natury. Przeważa na nich wielka połać wody, okalające skały i drobinki ludzkich postaci, które ją nieznacznie zmieniają. Ostatnie lata to był już ten etap, o którym mówimy. Dotarłam do tematu wody jako metafory upływającego czasu i Heraklitejskiego „wszystko płynie” czy „nie wejdziesz dwa razy do tej samej rzeki”. A poza samą filozofią wiele obrazów powstało z czysto malarskich powodów, bo woda jako zmienny i ruchliwy żywioł, będąca jednocześnie przezroczystą i lustrzaną daje milion przejawów piękna.
Cofnijmy się w przeszłość. Jak wyglądało twoje dojrzewanie twórcze od chwili, w której zaczęłaś zajmować się malarstwem? A przede wszystkim jak zaczęła się twoja przygoda z malarstwem?
Moje początki na polu twórczym nie były jakoś szczególnie spektakularne. Nie pochodzę z rodziny artystycznej i nie miałam w dzieciństwie intensywnych kontaktów ze sztuką. Raczej z naturą, bo wychowałam się na wsi. Wybór liceum plastycznego był raczej wyborem z ciekawości. Tam dopiero okazało, że mam dużą łatwość w odtwarzaniu rzeczywistości. Nie widziałam się jednak w roli artystki. Nawet kiedy zdawałam na malarstwo w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych myślałam bardziej o poznaniu różnych warsztatów niż o zostaniu wyłącznie twórcą. Brałam pod uwagę i grafikę, i rzeźbę, i scenografię, i ilustrację, etc.. Chciałam mieć wybór. Samo malowanie wydawało mi się dość mało użytecznym zajęciem. Skupiłam się w sensie dosłownym na studiowaniu warsztatu. Aż nadszedł czas, nazwijmy to „silnych emocji”. Puściłam wtedy te emocje w malarstwo i poczułam prawdziwą siłę sztuki. Pewnie ma tu zastosowanie freudowska koncepcja terapii przez sztukę i artysty jako typu produkcyjnego neurotyka (uśmiech).
Rzeka genów 2012, 110 x 130
Skok 2012, 50 x 60
Porozmawiajmy o tematach i technikach. Kiedyś malowałaś portrety, pewne sytuacje, było to dosyć realistyczne malarstwo. Czy miałaś pewne konkretne okresy twórcze? Jak się uczyłaś malarstwa?
Realizm, studiowanie natury był i jest moim punktem wyjścia, oparciem. Jest dla mnie ćwiczeniem oka i ręki, ale też badaniem i poznawaniem rzeczywistości. Co jakiś czas wracam do pracy bezpośrednio z natury. Jak portret czy akt to z żywego modela. Pokorna obserwacja. Równolegle z realistycznymi obrazami malowałam serie, w których przestrzeń była umowna, bardziej ze sfery snów, takie odpryski rzeczywistości – tak jak w cyklu „Przejścia” czy „Sny Marii Stuart”.
Nie przywiązuję się jednak do jednej konwencji, ruchliwość jest wyzwalająca. Zmieniam konwencję, jeśli pojawia się taka konieczność, jeśli temat tego wymaga. Warsztat realisty jest w tym bardzo pomocny.
Jakie motywy dominowały?
Z tymi motywami także byłam kiedyś dosyć ruchliwa (uśmiech). Często miałam kłopot ze skomponowaniem wystawy, by prezentowała jednorodny cykl. Myślałam pojedynczymi obrazami. Poza „Samorozpuszczeniem” żadna inna seria się tak nie rozrosła.
Jakimi technikami malujesz?
Maluję akrylami i olejami. W zasadzie wszystkie te obrazy olejne mają podmalówki akrylowe. Akryl szybko schnie – to mi się bardzo podoba – i dzięki temu mogę w krótkim czasie opracować wstępnie płótno za pierwszym podejściem. Ważne dla mnie jest to, by pierwszą warstwę mieć gotową za pierwszym podejściem. A warstw zwykle jest wiele. Ostateczne są zawsze te olejne, ponieważ mają bardziej szlachetne kolory, nie do zastąpienia. Akryl daje jednak też inne niż olej możliwości, inaczej pokrywa płótno. Na przykład farba akrylowa tworzy bardziej intensywne zacieki niż farba olejna. A ostatnio formy zacieków mocno mnie zajmują, śledzę zasadę kropli, jak to sobie nazwałam. Np. w obrazie „Skok” nie uzyskałabym takiego efektu w technice olejnej. Chlusnęłam tutaj kubłem wody na płótno i obserwowałam co powstaje. Takich zalewanych płócien powstaje sporo, ale większą cześć odrzucam, bo nie każdy przypadek da się uporządkować.
Maluję też gwaszami na papierach. Można było zobaczyć ich dużą część w styczniu, w krakowskiej galerii Pod Czarnym Kotem.
Lubisz sprzedawać obrazy?
Z tymi najnowszymi nie bardzo lubię się rozstawać. Wolę odczekać parę miesięcy, przyjrzeć się z dystansu. A potem to już niech idą w świat. Nie powinny podpierać ścian w pracowni (uśmiech).
A jakie masz plany malarskie i gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
Mam konkretne plany, które mnie „pilą” na następnych parę miesięcy. Motyw ludzkiej postaci i drzew. Zatem nadal pozostaję w temacie relacji człowiek-natura. Ale za dziesięć lat… widzę siebie – no nie wiem – może jak portretuję angielską królową do pasa w wodzie? (śmiech).