Zabieram biżuterię i pakuję do samochodu. Jeszcze manekin. Na św. Kingi jestem po kwadransie. Wynoszę rzeczy na piętro. Dzwonię. Dzień dobry. Dzień dobry! Czekam już na Pana. Miłe spotkanie. Witamy się. Wnoszę "wystawę" do mieszkania. Ale, ale... To już dawno nie jest mieszkanie, tylko piękna pracownia, pełna obrazów, bibelotów i R-Z-E-Ź-B (!!!). Wspaniałe dzieła nieżyjącego od 20 lat rzeźbiarza Tadeusza Stulgińskiego (głos pana Stulgińskiego i Pani Zeni na www.1939.podgorze.pl). Oglądam przepiękne postumenty, głowy wawelskie, fauna (szczególnie utkwił mi w pamięci, pełni rolę odźwiernego w korytarzu). Oraz Wenus bez głowy i rąk. (kopię tejże Wenus znajduję u siebie w domu, ta sama forma, która wyszła z Akademii Sztuk Pięknych - dochodzimy do wniosku, że studenci dorabiali na boku i sobie dorobili, a ja wszedłem w posiadanie kopii.) Wszystko ręką mistrza oprócz jednego popiersia. Popiersie stało na podłodze, nie eksponowane. Zaciekawiony zapytuję kto to. Ale Pani Zenia nie wie. Nie wiadomo jak znalazło się w posiadaniu rzeźbiarza. Postument mnie zachwyca. Gładka linia, piękne rysy, dostojne kształty. Podziwiam i rozmawiamy. Nic nie wiadomo o autorze dzieła. Po cichu, w głowie zaczynam marzyć. Pragnę mieć tę rzeźbę tylko dla siebie. Napawać się jej sylwetką. Tak sobie rozmawiamy jeszcze o wielu sprawach, ważnych i błahych. Przy kawie, parę godzin, a czas się dawno zatrzymał. Czas, który płynie i nie płynie, bo liczy się przecież tu i teraz (i oczywiście jeszcze to co przed nami - zgodnie z przesłaniem tego bloga). Pora się pożegnać. Serdeczne do widzenia i.................. przed wyjściem jeszcze zwrot akcji. Pani Zenia czyni gest. Proszę zabrać ze sobą popiersie. U mnie za mało miejsca, kurzy się. A Pan o nie zadba. NIEDOWIERZANIE. Tak? Cuda się jednak zdarzają? Kochana Pani Zenia. Zabieram popiersie. Zawijam w koc i wkładam do bagażnika. Jadę. Nie myślę o świecie, myślę o tej głowie. Piękne. Kto to wyrzeźbił, kogo przedstawia...... Może kiedyś się dowiem. Jedyne co pozostaje to data urodzin i śmierci.
1755-1826
Piękna opowieść o cudownej pani Zeni :)
OdpowiedzUsuńA jako, że pobawiłam się w detektywa, to .... jest to popiersie Stanisława Staszica (1755-1826) - na zdjęciu te daty bardziej widoczne :) Może ta głowa została wyrzeżbiona specjalnie dla Parku Jordana... Coś mi tak świta :)
Czekam na inne opowieści o pani Zeni i nie tylko :)
Na chwilę weszłam w ten zaczarowany świat... Mieszkanie jak pracownia artysty, taniec drobinek kurzu w ostatniej smudze światła i... zapach kawy.
OdpowiedzUsuńTak więc zagadka rozwiązana. Dzięki serdeczne..........
OdpowiedzUsuń